czwartek, 16 stycznia 2014

Białe i Rudo-białe

Taki tam post bezsensu. Ale co mi tam. ;>

Były wprawdzie w filmiku (klik)  , ale i tak je wstawię. Niby nic specjalnego, nie spełniają podstawowych zasad fotografii, ale dla mnie i tak mają coś w sobie specjalnego.



Poza tym w parku po wielu miesiącach znowu spotkaliśmy Stefana. <3 Jest to malutki maltańczyk, który ma już chyba 6 miesięcy, a kiedy go ostatni raz widziałyśmy to miał jakieś dwa. Psiaki świetnie się bawiły, był jeszcze biewer i papillon (?), ale nie mam ich zdjęć. Szkoda tylko, że Stefan próbował z 3 razy zostać ojcem i musiałam ich co chwilę rozdzielać (Teena nie ma nawet cieczki o.o).

Zdjęcia beznadziejne, ale trudno jakiekolwiek zrobić kiedy psy nie mogą ustać w miejscu, bo się bawią.




 
Stara miłość nie rdzewieje. :D


Byłyśmy też z Figą i Martą na spacerze w parku leśnym jakiś czas temu. Fajnie było. Marta dała mi piłkę tenisową dla psów z literą 'T'. Jeśli to czyta to dzięki, jest strasznie skoczna!




Za to zdjęcie mam jednak ochotę zabić Figę, bo Teena była ślicznie ustawiona, miałam dobre światło i...


Ostatnio w moim zoologu można też kupić smaczki Pet Planet Society! Gorąco polecam! Skład 100% mięsa, Teenie bardzo smakują, łatwo się łamią. Nic tylko kupować. ;) Mamy takie zawijasy - sandwich'e z kurczakiem i dorszem oraz filety z kaczki, za którymi Teena przepada. W porównaniu z RC to raj dla psa. Poza tym kosztują tylko 12 zł za 100 g.


Tymczasem z Teeną ćwiczymy dog dance i coraz lepiej nam to wychodzi. Jak opanujemy świadomość zadu to bierzemy się za wskakiwanie na ręce. W między czasie biegamy przez ławki i wskakujemy na drzewa trenując coś a'la miejskie agility.

niedziela, 12 stycznia 2014

Mija rok...

...odkąd Teena pojawiła się na tym świecie. Nie wiadomo jak, nie wiadomo gdzie. Nie ważne. Liczy się to, że jest. <3



Nie zamierzam pisać tutaj długiego postu. Po co? Przecież możecie przeczytać notki i cofnąć się do czasów, kiedy to ona stawiała pierwsze kroki w moim domu.

Przez ten rok nauczyła się:
1. siad
2. waruj
3. zostań
4. ukłon
5. połóż łapy
6. facepalm
7. łapa
8. druga łapa
9. piątka
10. dziesiątka
11. slalom
12. ósemka
13. obrót
14. dance
15. zamknij szafkę
16. do mnie
17. do nogi
18. trzymaj
19. daj

Obecnie szlifujemy świadomość zadu będąc na etapie kartki. ;) Wiem, żadna sztuka, ale uczę ją trafiania łapami w pożądany cel.

Tymczasem tutaj otwiera nam się furtka do m.in. psich sportów. Już zaczęliśmy podstawy dog dance, teraz pora na układy i bardziej efektowne sztuczki. Marzy mi się też frisbee i canicross. Jak to z tymi sportami będzie to zobaczymy, ale mam pozytywne myśli. Trzymajcie kciuki i....


STO LAT, TEENA!

sobota, 11 stycznia 2014

TEST: Royal Canin Educ, Mini Skinneez Fox

Poświęcę ten post recenzji dwóch rzeczy, czyli mini skinneeeza lisa i smakołyków firmy Royal Canin. Czy warto te rzeczy kupować? Sprawdźmy to!

Na pierwszy ogień pójdzie Mini Skinneeez Fox, którego Teena dostała w swoim gwiazdkowym prezencie. Zacznijmy od tego, że Skinneeezy są popularnymi zabawkami na całym świecie, które przez swój unikatowy wygląd mają za zadanie obudzić naturalny łowiecki instynkt w psach.


Lisek ten ma 38 cm, nie posiada wypełnienia, ale za to ma dwie piszczałki: w pysku i na końcu ogona. Charakterystycznymi cechami tych zabawek jest realistyczny wygląd oraz bardzo miękkie futerko. Jest ono przyjemne w trzymaniu zarówno dla psa jak i przewodnika. Początkowo szczerze mówiąc bałam się przeciągać tą zabawką. Cały czas miałam wrażenie, że zaraz puszczą nici i lis będzie w dwóch częściach. Tak się jednak nie stało i zabawka jest o wiele bardziej wytrzymalsza niż wygląda.

Co sądzi o niej Teena? Ma na jej punkcie obsesję. Cały czas żebrze lub sama zdejmuję ją z szafki, a potem mnie męczy, byleby tylko się nią bawić. Zabawki jeszcze nie prałam, bo nie miała jeszcze okazji być na dworze. Powód tego jest taki, że bardzo łatwo by się cała wybrudziła w błocie. Jak zrobi się cieplej to pewnie ją tam wypróbujemy.





"Porzucasz mi jeszcze?"

 Dowód zbrodni. ;)

                                                  ~~ P O D S U M O W A N I E ~~
Koszt: 18 zł, 24 z przesyłką (Allegro)
Długość 38 cm
+ miękkie futerko, które jest przyjemne w dotyku
+ różne rozmiary, dla każdego psa można znaleźć idealny
+ bardzo ładny wygląd
+ dość duża wytrzymałość
+ pies ma obsesję na puncie zabawki (dobrze motywuje)
- łatwo się brudzi

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                     Royal Canin Educ        

Jako, że lubię próbować nowych rzeczy sprawdzając co Teenę najbardziej motywuje do pracy, postanowiłam sprawdzić te smakołyki. (zdj z internetu, bo nie mam pamięci na aparacie)



Sama firma RC w kręgu osób bardziej wtajemniczonych w skład nie cieszy się z oczywistych powodów dobrą opinią. Wcale się, więc nie zdziwiłam, że smaczki także mówiąc wprost beznadziejne.

SKŁAD:
tapioka, gluten pszenny, mąka pszenna, gluten roślinny, włókno roślinne, hydrolizat białka zwierzęcego, sole mineralne.

Skład szczerze mówiąc jest beznadziejny. Zboża są w dużej ilości, a mięsa nie ma w ogóle. Sprawdziłam co to jest hydrolizat i to jest takie przerobione białko, ale mięsem już tego nazwać nie można. .__. Teena nawet lubi te smakołyki, ale szału nie ma. Są one z tych ciągliwych, gumowatych smaczków, za którymi ona nie przepada, gdyż nie może ich normalnie pogryźć. Innymi słowy: nie kupię już ich więcej. ;)

                                                      ~~ P O D S U M O W A N I E ~~
Koszt: 3,50 (sklep zoologiczny)
Opakowanie: 50g
+/- psy nawet je lubią
+ łatwo je połamać
- skład (brak mięsa!)
- smakołyki są gumowate


To wszystko co mogę o tych produktach powiedzieć. Może w następnym tyg zrobię recenzję smakołyków Planet Pet Society, które będą w moim zoologu. *.*

sobota, 4 stycznia 2014

Rasowy... pies nierasowy?

Dzisiaj poruszę trochę drażliwy temat. W tym poście wspomnę oczywiście o rasowości i nie-rasowości psów. Powodem tego jest to, że coraz częściej widzę na różnych stronach internetowych zwykłe kundle podpięte pod psy rasowe. I jeszcze te "przechwałki" właścicieli niedoszłego rasowca o to jaki ten burek ma championów w drzewie genealogicznym. Czy aby na pewno jest czym się przechwalać?


Jednak musimy zacząć od tego, że nie zawsze to właściciele zaczynają robić z kundla rasowego, a czasami to właśnie osoba, która tego psa komuś chce wcisnąć. Popatrzmy na zdjęcie powyżej. Pochodzi ono z popularnego portalu ogłoszeniowego "tablica.pl". Na zdjęciu widzimy łaciatego psa o mocnej budowie. Prawdopodobnie nigdy nawet nie stał przy BC, a ktoś u kogo takowy pies przebywa uważa, że jest on w typie tej rasy. Zacznijmy od tego, że u BCeków taka maść nie występuje - tutaj porządnie rzuca się w oczy ciemnego koloru głowa i zdecydowanie przeważający biały z rudymi nalotami. Taa... border malowany. Uwagę zwraca też kawałek opisu: " To spokojny, bardzo kochany piesek. [...] Szukamy mu spokojnego ,kochającego domu." 


Ok, może jednak tamten pies jeszcze coś z bordera miał. Ale ten na drugim zdjęciu to już woła o pomstę do nieba... Nie chodzi tu o to, że jest brzydki czy coś. Jest bardzo ładny, ale na pewno nie borderowaty. Prawdopodobnie gdyby nie maść to nigdy nie byłby uznany za bordera. Szczerze mówiąc już bardziej nawiązuje przez uszy do papillona, może nawet corgi...

Zastanawiałam się trochę czemu tak jest. Czemu wciskają kit ludziom mówiąc, że pies jest jakiejś modnej rasy jak nawet ten pies jej nie przypomina? Myśląc nad tym uznałam, że pewnie jest w tym biznes. Po zobaczeniu filmiku z wszechmogącą Zoe zapewne szary Kowalski pomyśli, że ten pies od razu to wszystko umiał i, że też takiego pupila chciałby mieć. A co go obchodzi charakter, energiczność? Przecież spacer 5 min pod blokiem dostarczy tyluu atrakcji.

Kolejną sprawą są już nabywcy takiego psa. Możliwe, że nawet nie brali psa z ogłoszenia, gdzie faktycznie piszą o jego wspaniałej "borderowatości", zobaczą w internecie czarno-białe komputery i już wmawiają wszystkim, ze ich burek to bołdeł koli. Zastanawiam się czy to jakoś dowartościowuje. Przecież wówczas nie piszemy, że mamy zwykłego kundla tylko "mieszańca bordera"! Trzeba zauważyć, że poruszam tu sprawę głównie borderów, lecz chodzi też o inne popularne rasy, ale najwięcej się teraz narobiło "mieszańców borderów". Czy to, że nazwiemy naszego biało-czarnego wielorasowca borderem coś zmieni? Pies nagle zacznie dorównywać (a może nawet przewyższać) Zoe? Nie. Tutaj chyba o to chodzi, że niektórzy wstydzą się posiadania kundla kiedy wszyscy biorą aussie, bordery, tollery itp. Szczerze mówiąc nie rozumiem takich ludzi. To ile pies osiągnie zależy tylko od nas, a nie od rasy. Bez względu nią to wciąż ten sam gatunek. Jeśli jednak nasze lenistwo nad nami wygra i jedyne co będziemy robić to ubolewać nad nie-rasowością naszego psa to nigdy niczego z nim nie osiągniemy.

(zdjęcie stare, gdyż nowych brak)


Gdybym sama miała się doszukiwać ras w moim psie to wyglądałoby to tak:

* z wyglądu przypomina zdecydowanie papillona. Ma podobne uszy, łaciate umaszczenie i zakręcony ogon tworzący nieco podobny, lecz nie aż tak puszysty pióropusz.

* ma strasznie duże predyspozycje do agility. Zauważyłam to w sumie już dawno. Mogę ją naprowadzić na np. wskoczenie na kamień czy drzewo byle jak, a ona i tak to do razu rozumie. A jak już wskoczy raz i zostanie nagrodzona to wskakuje po raz kolejny i kolejny, byleby tylko dostać smakołyka. Tym samym przypomina owczarki.

* ma pewną cechę, która podsuwa mi na myśl niewielkie psy pasterskie jak np. corgi. Jeśli uciekam przed lub Teena chce po prostu zwrócić moją uwagę to zaczyna charakterystycznie podszczypywać mnie w okolicy kostek, co robią niektóre rasy zaganiając zwierzęta.

* Teena posiada też silny instynkt myśliwski. Nieraz trudno ją na sobie skupić przez jakże atrakcyjne zapachy. Niby nic specjalnego, ale ostatnio miała przypadkowe spotkanie z bażantem. Kolejno najpierw zrobiła stójkę, później podeszła kilka kroków, a następnie zaczęła się pogoń, którą musiałam zatrzymać odwołaniem, bo bałam się, że mi gdzieś zwieje.


I to jest właśnie najlepsze w kundelkach! Nie muszą być jednym, mogą być wszystkim. Poza tym jaki sens doszukiwać cech jakich nasz pies nie ma, lepiej skupić się na tych, które posiada. Kochajmy nasze my takimi jakie są i nie udoskonalajmy tego co już jest doskonałe na swój sposób. ;)

piątek, 3 stycznia 2014

'13 wróć!

Aż nie mogę uwierzyć, że z rocznika nie jestem już 13-tką, a 14-tką. Tak, urodziłam się w ciekawym roku i zawsze jego końcówka to moje lata spędzone już na tej pokręconej Ziemii. Niektórzy twierdzą, że '13' to pech, nieszczęście i tak dalej. Natomiast ja chyba zaliczę tą tajemniczą liczbę do moich szczęśliwych.


Pewnie się zastanawiacie o co chodzi z tym, że to taka ciekawa liczba? Już wyjaśniam.
- mam 13 lat
- był 2013
- 13 to podobno pechowa liczba (nie chce tu robić jakichś dziwnych przemyśleń, ale... skoro ja mam zawsze pecha to może jakoś pech był dla mnie szczęściem?)
- Teena urodziła się w styczniu 2013 i możecie sobie mówić co chcecie, ale nie znając oficjalnej daty i tak jestem pewna, że był to 13 dzień miesiąca!
- jest jeszcze jedna rzecz z tą 13-tką, bo coś co ma związek z tą liczbą zmieniło trochę moje życie, ale to już zostawiam dla siebie ;)

Poza tym w ten pechowy-szczęśliwy rok przybył do mnie ktoś, kto był bardzo długo oczekiwany. W zasadzie rozpoczynając tamten rok myślałam sobie, że może ten ktoś się już urodził i czeka gdzieś tam na mnie. Takie dziwne przeczucie okazało się sprawdzić.

Tym kimś była oczywiście mała Teena. Czekałam na nią ok. 7 lat. Nie miałam wówczas pojęcia, że będzie taka. Skrycie marzyłam o JRT, grzywaczu, sheltie, biewerze i innych rasach. Pojawiła się jednak ona. I dobrze.

Zacznijmy ten rok od początku... no może prawie.

27 sierpnia trafiła do mnie jako siedmiomiesięczny berbeć. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Był to dzień dokładnie przed moimi urodzinami na zawsze odmieniający moje bezsensowne, nudne życie.


Niedługo później, czyli końcówka sierpnia/początek września Teena miała swoje pierwsze spotkanie z Figą, która do tej pory jest jej zdecydowanie BFF, a odkąd Tee jest trochę większa - małym gnojkiem, którego można wytarmosić za uszy.


Pod koniec września Teena stała się "kobietą" dostając swoją pierwszą cieczkę. Istny horror, nic dodać nic ująć.


Październik był miesiącem postępów i nawiązania większej więzi między nami.


Listopad ogólnie był nudny. Taki tam czas jesiennej melancholii. Odbywało się wtedy wiele prób zachęcenia Teeny do jedzenia, odwyk od smakołyków. Wszystko mało udane.


Za to grudzień to tzw. podnoszenie po upadku. Czas naprawiania tego co się zepsuło i dalej. Poza tym była to pierwsza (nie licząc tej, podczas której się urodziła oczywiście) zima. Zabawy na śniegu itd.


Na koniec grudnia były oczywiście święta. Pierwsze święta razem dokładniej. <3



Inni mogą sobie mówić, że ten rok był beznadziejny (bla, bla, bla...). Według mnie po prostu nie mogą dostrzec radości jaką każdego dnia on niósł. Można by powiedzieć, że uważam tak, bo dostałam psa. Co z tego? Jak to mówią "CHWYTAJ DZIEŃ!".

Sylwestra tymczasem z Teeną spędzałyśmy u kuzynki i popijając Party Pop z Biedronki. ;D Nie strzelają tam tak głośno jak w Krk, więc sucz miała strzelaninę głęboko po ogonem. Nawet obserwowała z ciekawością "migające kolorki" przez okno balkonowe. c;

(szykuje się film urodzinowy, więc cierpliwie czekajcie)