Gabrysię i Camirę poznałyśmy w parku jakiś czas temu, ale tylko trochę ją popytałam o psa (takie tam rzeczy rasa, wiek, hodowla...). Później trochę przypadkowo znalazłam ją na FB i okazało się, że też się bardziej interesuje psami i mieszka niedaleko (no, powiedzmy). :D
Zgadałyśmy i umówiłyśmy się na wspólny spacer (wiem, ja taka światowa - dzisiaj spacery z innymi psiarzami, jutro Crufts xDD).
"No daj to już. Daj!"
Teena zachowywała się całkiem nieźle, Gabrysia mogła mieć nawet momentami złudzenie, że mam normalnego psa (hahahh jasne xD). Teen ciągle łaziła bez smyczy, witała się i przyjaźnie obwąchiwała w parku z innymi psami (spotkałyśmy m.in. 3 grzywacze wtf?) i robiła sztuczki. Tylko miała kilka spin (kłapnięcie zębami dla upomnienia i tyle, nic wielkiego), kiedy młoda na nią skakała i polowała po zjechaniu ze zjeżdżalni (cii, nie pytajcie xD), a tak to się raz bawiły - niestety niezbyt długo, bo pojawił się agresywny pies i musiałyśmy je zapiąć, a później już nie chciały. Byłam mile zaskoczona tym, że Łaciata dała jej się przewrócić i podgryzać w zabawie, dawno jej takiej nie widziałam, bo bawi się tak tylko z Figą, z którą zna się od małego szczeniaka i spotyka bardzo często oraz z Norą, ale jej już w ogóle nie spotykamy (a szkoda).
No nic, łapcie zdjęcia. ;))
Pozujący basenji, wow :3
Wygląda na to, że wreszcie poznałyśmy psa o równie epickich uszach i do tego rudego (rudość rządzi <33!).
Był to fragment postu o m.in. planach na rok 2015. Plan ten został napisany od krzywej linii, co miało znaczyć, że jest całkowicie niepewny. I co? Spełnił się!. :D
Tak, tak jesteśmy tam!
Jak widać przeważały maltańczyki (pani Fruzi kiedyś organizowała spacery tylko dla jednej rasy, teraz mogą uczestniczyć wszystkie małe psy). Pozostałe to głównie psy rasowe, w typie bądź miksy, tymczasem z kundelków były chyba tylko Bonnie, Shaggy i oczywiście Teena.
Atrakcją były dwa tunele jeden bardzo krótki i jeden długi z Dream Agility Team. Każdy mógł spróbować ze swoim psem, z Teeną załapałyśmy się jako ostatnie. Wcześniej na facebooku widziałam zdjęcie tego dłuższego i wiedziałam po prostu, że Tinat go przebiegnie. Nigdy nie miała styczności z tunelem, ale zwyczajnie to wiedziałam. Pod koniec bez wahania przebiegła kilka razy pełną długość. ;) Pani Zuzia nawet zapytała, "czy miała kiedyś styczność z tunelem, bo tak to wyglądało", odpowiedziałam, że nie, a ona stwierdziła, że "może w innym wcieleniu". :D
Fot. Agnieszka Pakonska, której bardzo dziękujemy za piękne zdjęcia!
Jej zachowanie było nadzwyczaj zadowalające,
naprawdę byłam z jej dumna. Tylko na początku świrowała, gdy moja siostra się ulotniła, później się uspokoiła, zrelaksowała, nie bała się, wykonywała wszystkie komendy i słuchała (tylko raz spryciara chciała mi gdzieś pognać xD).
Bardzo pomagał w tym regulamin spotkania, dzięki któremu wszyscy mogli mile spędzić czas i się nie stresować. Zawsze można było odejść na bok i sobie w spokoju poćwiczyć. :P
Fot. Agnieszka Pakonska
Z Figą.
W sumie to niewiele psów się bawiło, chodzenia
tez było bardzo malutko, ale i tak fajnie! Spotkałyśmy m.in. Ewelinę z Daisy :D
Fot. Paulina Kasprzyk
Ok, coś ode mnie, żeby nie było. Na zdjęciach Daisy, Fifi, Fruzia, Dain, Teena, Figa.
Aha, i zapraszam na następny Miniaturowy Spacer (wydarzenie i szczegóły są na facebooku). Nas niestety nie będzie, ale życzymy miłej zabawy! c;
Jak widać na zdjęciu wiosna pełną gębą. Natura ciepełka już nam nie skąpi, więc i spacery mogą być dłuższe i ciekawsze. ;)
W sumie na razie nie robimy nic konkretnego - trochę tego, trochę tamtego. Tu biegamy, tu sztuczkujemy, skubiemy posłuszeństwo i takie tam. Z 3-4 razy próbowałyśmy też tropienia - oczywiście użytkowego, bo sportowe mi się nie podoba (Teenie też :P). Chowałam jej szarpaczek, a ona na dźwięk odblokowywania flexi, zrywała się i go szukała. Taka tam zabawa. Posłuszeństwo jest od czasu do czasu. Czasem coś popróbuję ze zmianą pozycji czy chodzeniem przy nodze, ale nic na dłuższą metę nie robimy.
Vault od drzewa;
Za to dużo spacerujemy od dwóch dni. Byłyśmy w dolinie z polami uprawnymi, szeroką i głęboką rzeką, tajemniczym i nieco mrocznym lasem, ale nie mam stamtąd zdjęć. Dzisiaj natomiast byłam z mamą w parku leśnym i o wiele dalej poszłyśmy niż zwykle chodzę z Martą albo sama. Ciekawe czy można to określić jako dogtrecking, oczywiście bez smyczy. :P Znowu spotkałyśmy Ambrę i jeszcze małą czarną suczkę.
Moja mama stwierdziłą, że na tym zdjęciu wygląda jak wielkanocny królik:
A z takich ogłoszeń to wybieramy się na duży grupowy spacer połączony z agility. Jak się uda, to odhaczę jeden punkt z mojej listy na 2015. xD Aa i może spotkamy tam Ewelinę z Daisy, bo do nich pisałam i może też przyjdą. c;
PS od wczoraj mamy nowe szelki (ekspresowo szybka przesyłka - 1 dzień ;3), dokupiłam też napis, ale nie mam w tej chwili zdjęć.
Do naszego "lasku" wybieramy się zazwyczaj raz na ruski rok i to z towarzystwem. Wystarczy przejść tę parę kilometrów, a głośne miasto zmienia się nie do poznania. Tutaj można natrafić na np. kaczki i typowo wiejskie domki. Ja trochę się przełamałam (każdy kto mnie zna, wie o moich tekstach i fobiach na temat mniej zaludnionych i dziwnych miejsc :P) i postanowiłam, że sama się tam udam. Można by powiedzieć, że przezwyciężyłam siebie podwójnie, bo zrobiłam to dwa dni z rzędu.
27.02
Było pochmurno, ale mimo tego pogoda była jak najbardziej korzystna. Bez deszczu, wiatru, mrozu i niczego podobnego. Po prostu zamarzyło mi się tam iść. Samej. Tylko z psem. Pokonaliśmy drogę w miarę szybko i przywitał nas dobrze mi znany mostek nad strumykiem. Zdarzało mi się tam chodzić bez nikogo, ale zwykle zatrzymywałam się w tamtych okolicach. Tym razem coś mnie po prostu tam pchało, więc bez żadnego lęku, ot tak po prostu poszłam. Co ciekawe, las poniekąd wydał mi się spokojniejszy i cichszy niż mój własny dom. Niewiele metrów później natknęłyśmy się na niedużego, rudego psiaka, który wyjątkowo był poza ogrodzeniem. Pies był przyjazny, ale Teena jakoś nie chciała zawiązywać z nim bliższych relacji. Okazało się, że wyszedł on na spacer z pewną panią, która mieszka tuż przy lesie. Poszłyśmy prawie tą samą drogą, co oni, ale ja skręciłam gdzie indziej. Najpierw dotarłyśmy na pewną polankę przylegającą do placu zabaw (tak, placu zabaw w parku leśnym). Nie było tam nikogo, ale zauważyłam, że rzeczy zostały odmalowane po wielu latach. Porzucałam Teenie piłkę na taką stromą górkę, żeby trochę pobiegała i próbowałam z nią trenować rally/obi, ale coś nam nie szło. Wtem, po prostu poszłyśmy dalej w las i było to fantastyczne. Teena przeszła kawałek najbliżej domów spuszczona, ale później zapięłam ją na flexi, bo nawet już nie chcę słuchać o bezkarnym strzelaniu do niewadzących zwierząt. Nie chciała iść naszym bardziej oklepanym szlakiem, więc wybrałam inną, też mi znaną, ale raczej nieuczęszczaną przez nas drogę. I to było wprost magiczne - zbadałyśmy nowe tereny i przeszłyśmy się też kawałek taką drogą przy polach uprawnych, którą chyba jeszcze nigdy z nią nie szłam. Później, całkowicie przypadkowo znalazłam skrót do drogi powrotnej (też rzadko przez nas uczęszczanej). Na niej spotkałyśmy nornicę, której na początku nie zauważyłam, więc w sumie dobrze, że psina była na flexi, bo chętnie by za nią pobiegła w jakiś gąszcz. Następnie rzucałam jej szarpaczek na polance i nieco żałowałam, że nie wzięłam frisbee, bo strasznie chciała się bawić i łapała go w powietrzu.
28.02
Tym razem było troszkę zimniej, ale tak bardzo spodobał mi się wcześniejszy spacerek, że po prostu musiałam tam iść! Po drodze zauważyłam małego jacka/parsona wystawiającego łebek przez ogrodzenie. Tymczasem jacyś ludzie chyba robili coś na budowie (buduje tam się dom). Szczeniak strasznie chciał się przywitać z Teeną i okropnie piszczał, gdy odchodziła. Widać, że się raczej nudził. Oby właściciele poświęcali mu zazwyczaj więcej czasu, bo to już drugi Russell w tamtej okolicy, a tamten pierwszy - nieco mniej typowy i mały, w sumie nic nie robi i czasem ucieka przez ogrodzenie. Kiedy dotarłyśmy na wspomnianą już polankę, zaczęłam rzucać jej piłkę, żeby ją trochę rozgrzać przed frisbee, które tym razem wzięłam. Patrzę, a tu niedaleko nas stoi labek bez smyczy i nas obserwuje. Nie podchodził, po prostu stał i trzymał dystans. Właścicieli nigdzie nie było. Nie skusiło go nawet rzucanie zabawek, w tym patyków. Podszedł tylko kilka kroków i czekał. Teena podeszła do niego niepewnie i średnio komfortowo się czuła. Labek nie był nachalny, wiedział, że powinien odpuścić, jeśli pies nie chce wąchania. To był chyba najlepiej zachowujący się wobec psów labrador retriever, jakiego widziałam! Cud, miód i malina. Jak Teena się już przekonała, to zaprosiła go do zabawy i nawet trochę pobiegali, ale nie dużo, bo labkowi się nie chciało. Więcej kółek zrobiła ona. :P Pies był mega przyjazny, ze mną szarpał się patykiem, a raczej go mi wyszarpywał, a później zadowolony gryzł sobie w najlepsze. Co ciekawe, w ogóle nie umiał aportować, nawet nie szedł za wyrzuconym patykiem. Wolał się szarpać. :P Wszystko było pięknie, sunia fajnie się bawiła i miała dobry socjal, ale szkoda mi było labcia, więc przytrzymałam go i zobaczyłam numer wyryty na adresówce. Przy okazji przeczytałam, że suka ma na imię Ambra. Moja rozmowa przez telefon wyglądała mniej więcej tak:
-Halo? Słucham? - odezwała się kobieta
- Czy nie zginął pani przypadkiem pies?
- A czy jest w lasku Witkowickim?
- Tak, właśnie chodzi tu sobie.
- Jak mamy otwartą bramę to ona czasami wychodzi, ale później wraca.
- Aha, bo myślałam, że komuś pies zginął.
- Ale i tak dziękuję za telefon.
- Proszę. Do widzenia.
- Do widzenia.
Super, myśliwi, leśne zwierzęta i te sprawy, a tu se labek w najlepsze spaceruje po lesie i jest wszystko ok. ._. Poćwiczyłam też z Teeną w frisbee w towarzystwie Ambry, ale nie mogłam robić przy niej overów, bo labradorka w nas wchodziła, ja się rozpraszałam, a Teena nie miała jak skakać. Za to backhandy wychodziły genialne, najdłuższe i najlepiej łapane, bo niemalże wszystkie, w całej naszej "karierze" frisbowej. Nagrały się oczywiści tylko te średnie, bo skończyło się miejsce na karcie. :'( Jednak i tak byłam dumna z suczy, bo zajebiście skakała, biegała daleko i łapała w powietrzu (było kilka takich naprawdę świetnych, ale się nie nagrały). Później odprowadziłyśmy Ambrę w stronę, z której przyszła i ona zaczęła się wspinać na jakąś górkę w stronę zabudowań, więc pewnie była to jej częsta droga przechadzek.
Kawałek ze spaceru, wiem, że nie było to najlepsze ustawienie aparatu na czas kręcenia frisbee, ale bywa. xD Nie znalazłam nic lepszego oprócz tego pagórka.
PS w końcu udało mi się w montażu uzyskać jakość HD 1080p. <3
Może zaczniemy od tego - moja schwester niedawno leciała do Stanów, a tam wiadomo - ceny są o wiele niższe (możecie sobie porównywać na amazon.com z przeliczeniem, że dolar to 3,70), dlatego poprosiłam ja o kilka rzeczy. Napisałam jej, że jeśli będą, to może kupić mi Chuckit! Tennis Ball i Ultra Tug. Tej drugiej piłki nie było, ale za to przywiozła mi Ultra Ball i sporo innych rzeczy, o które nawet jej nie prosiłam. :D
Jakby ktoś nie wiedział, to Teena gdzieś w tym miesiącu się urodziła, ale daty nie znamy, więc urodzinki obchodziła wtedy, gdy moja schwes akurat wróciła do Polski, czyli w środę.
Tutaj Teenka, kiedy dostała prezenty:
Oczywiście najpierw pierwszy prezent, czyli to, że zobaczyła Aśkę - WIELKA radość, przywitanie, wszystko. Później jak jej wyłożyłam wszystkie rzeczy, to najpierw powąchała opakowania z jedzonkiem, a potem... zaczęła obgryzać piłki w opakowaniach. Strasznie to śmiesznie wyglądało. Jak je odpakowałam, to bardzo się cieszyła i jedną nawet postanowiła zakopać... w kocu, a zwykle robi tak z przysmakami. xD
Podsumowując dostała"
2x Chuckit! Tennis Ball S (rozmiar idealny, a ja wcześniej myślałam, że ona mu mieć M)
2x Chucki! Ultra Ball S
2x KONG Stuff'n Ziggies (myślałam o paście, ale stwierdziłam, że sucz pewnie nie chciałoby się jej lizać, a Aśka sama postanowiła kupić mi wkłady do Konga. Uwielbiam moją sis. <3)
Milo's Kitchen Steak Grillers (nie ma ich w Pl, a szkoda, bo bym je chyba kupowała kilogramami <3)
N-BONE The Original
Poza tym od pewnego czasu Teena jest na karmie TOTW High Prairie Canine. Myślałam, że to będzie to, ale niestety nie ma szału. Pies, owszem je, ale tylko na dworze w formie nagrody (a i tak nie zawsze). Sierść ok, koopy ok, nie było rewolucji żołądkowych. Mamy worek 2,27 kg i raczej już jej nie zamówię. Może spróbujemy jakiś inny smak? Ewentualnie widziałam jeszcze fajnego Brita, tylko nie wiem jak duże są granulki. Trza sprawdzić. ;)
Aaa - i najlepsze zostawiłam na koniec. Sama nieraz jestem bardzo zaskoczona inteligencją mojej suczy, ale wczoraj przeszła samą siebie - szukam sztuczki, której możemy się nauczyć - w końcu ferie. Hm... wskakiwanie na stopy? To będzie trudne, pewnie nam nie wyjdzie. Czytam na różnych blogach, ile czasu zajęło jej uczenie, jak uczyli psa itd., no i ok - próbujemy. Najpierw to ja źle zaczęłam naukę, bo jestem tępa i się o kanapę opierałam bokiem, nie przodem. :P Oczywiście nastąpiło oświecenie, bo jednak jako (niby) homo sapiens mam mózg, którego za często nie używam. I proszę! Pies, zwykły kundelek po przejściach, który kiedyś bał się wyjąć jedzenia z OTWARTEGO pudełka, dosłownie w PÓŁ DNIA ochoczo wskakuje mi na stopy, nie wdrapuje się, sam wskakuje i to z jaką motywacją! Milo's Kitchen zrobiły swoje, kocham te przysmaki! No..., to znaczy nie ja, tylko Teena. xD Zdjęcia niestety nie mam, ale jak będzie już ciepło to pewnie zmontuję jakiś filmik i tam pokażemy. :3
A takich sytuacji jest wiele - np. wyciąganie chusteczek z pudełka. Ok, uczę psa, żeby d o t y k a ł chusteczki w pudełku, na chwilę się zamyśliłam, wstałam, a pies? Szarpnął za chusteczkę tak, że wyjął ją jednym, szybkim ruchem. Innym razem ćwiczyłyśmy wchodzenie do miski na karmę, a ona stwierdziła, że nie będzie się męczyć, stawiając tam wszystkie cztery łapy, więc stawała na dwóch przednich, a tylne trzymała w górze. xD Kto mi wcisnął wszechmogącego, problemowego bordera, z komputerem* zamiast mózgu, którego kocham ponad życie? No kto?!
*Co do komputera, to niestety ma słabe oprogramowanie, ale do sztuczek świetny. xD