27.02
Było pochmurno, ale mimo tego pogoda była jak najbardziej korzystna. Bez deszczu, wiatru, mrozu i niczego podobnego. Po prostu zamarzyło mi się tam iść. Samej. Tylko z psem. Pokonaliśmy drogę w miarę szybko i przywitał nas dobrze mi znany mostek nad strumykiem. Zdarzało mi się tam chodzić bez nikogo, ale zwykle zatrzymywałam się w tamtych okolicach. Tym razem coś mnie po prostu tam pchało, więc bez żadnego lęku, ot tak po prostu poszłam. Co ciekawe, las poniekąd wydał mi się spokojniejszy i cichszy niż mój własny dom. Niewiele metrów później natknęłyśmy się na niedużego, rudego psiaka, który wyjątkowo był poza ogrodzeniem. Pies był przyjazny, ale Teena jakoś nie chciała zawiązywać z nim bliższych relacji. Okazało się, że wyszedł on na spacer z pewną panią, która mieszka tuż przy lesie. Poszłyśmy prawie tą samą drogą, co oni, ale ja skręciłam gdzie indziej. Najpierw dotarłyśmy na pewną polankę przylegającą do placu zabaw (tak, placu zabaw w parku leśnym). Nie było tam nikogo, ale zauważyłam, że rzeczy zostały odmalowane po wielu latach. Porzucałam Teenie piłkę na taką stromą górkę, żeby trochę pobiegała i próbowałam z nią trenować rally/obi, ale coś nam nie szło. Wtem, po prostu poszłyśmy dalej w las i było to fantastyczne. Teena przeszła kawałek najbliżej domów spuszczona, ale później zapięłam ją na flexi, bo nawet już nie chcę słuchać o bezkarnym strzelaniu do niewadzących zwierząt. Nie chciała iść naszym bardziej oklepanym szlakiem, więc wybrałam inną, też mi znaną, ale raczej nieuczęszczaną przez nas drogę. I to było wprost magiczne - zbadałyśmy nowe tereny i przeszłyśmy się też kawałek taką drogą przy polach uprawnych, którą chyba jeszcze nigdy z nią nie szłam. Później, całkowicie przypadkowo znalazłam skrót do drogi powrotnej (też rzadko przez nas uczęszczanej). Na niej spotkałyśmy nornicę, której na początku nie zauważyłam, więc w sumie dobrze, że psina była na flexi, bo chętnie by za nią pobiegła w jakiś gąszcz. Następnie rzucałam jej szarpaczek na polance i nieco żałowałam, że nie wzięłam frisbee, bo strasznie chciała się bawić i łapała go w powietrzu.
28.02
Tym razem było troszkę zimniej, ale tak bardzo spodobał mi się wcześniejszy spacerek, że po prostu musiałam tam iść! Po drodze zauważyłam małego jacka/parsona wystawiającego łebek przez ogrodzenie. Tymczasem jacyś ludzie chyba robili coś na budowie (buduje tam się dom). Szczeniak strasznie chciał się przywitać z Teeną i okropnie piszczał, gdy odchodziła. Widać, że się raczej nudził. Oby właściciele poświęcali mu zazwyczaj więcej czasu, bo to już drugi Russell w tamtej okolicy, a tamten pierwszy - nieco mniej typowy i mały, w sumie nic nie robi i czasem ucieka przez ogrodzenie. Kiedy dotarłyśmy na wspomnianą już polankę, zaczęłam rzucać jej piłkę, żeby ją trochę rozgrzać przed frisbee, które tym razem wzięłam. Patrzę, a tu niedaleko nas stoi labek bez smyczy i nas obserwuje. Nie podchodził, po prostu stał i trzymał dystans. Właścicieli nigdzie nie było. Nie skusiło go nawet rzucanie zabawek, w tym patyków. Podszedł tylko kilka kroków i czekał. Teena podeszła do niego niepewnie i średnio komfortowo się czuła. Labek nie był nachalny, wiedział, że powinien odpuścić, jeśli pies nie chce wąchania. To był chyba najlepiej zachowujący się wobec psów labrador retriever, jakiego widziałam! Cud, miód i malina. Jak Teena się już przekonała, to zaprosiła go do zabawy i nawet trochę pobiegali, ale nie dużo, bo labkowi się nie chciało. Więcej kółek zrobiła ona. :P Pies był mega przyjazny, ze mną szarpał się patykiem, a raczej go mi wyszarpywał, a później zadowolony gryzł sobie w najlepsze. Co ciekawe, w ogóle nie umiał aportować, nawet nie szedł za wyrzuconym patykiem. Wolał się szarpać. :P Wszystko było pięknie, sunia fajnie się bawiła i miała dobry socjal, ale szkoda mi było labcia, więc przytrzymałam go i zobaczyłam numer wyryty na adresówce. Przy okazji przeczytałam, że suka ma na imię Ambra. Moja rozmowa przez telefon wyglądała mniej więcej tak:
-Halo? Słucham? - odezwała się kobieta
- Czy nie zginął pani przypadkiem pies?
- A czy jest w lasku Witkowickim?
- Tak, właśnie chodzi tu sobie.
- Jak mamy otwartą bramę to ona czasami wychodzi, ale później wraca.
- Aha, bo myślałam, że komuś pies zginął.
- Ale i tak dziękuję za telefon.
- Proszę. Do widzenia.
- Do widzenia.
Super, myśliwi, leśne zwierzęta i te sprawy, a tu se labek w najlepsze spaceruje po lesie i jest wszystko ok. ._. Poćwiczyłam też z Teeną w frisbee w towarzystwie Ambry, ale nie mogłam robić przy niej overów, bo labradorka w nas wchodziła, ja się rozpraszałam, a Teena nie miała jak skakać. Za to backhandy wychodziły genialne, najdłuższe i najlepiej łapane, bo niemalże wszystkie, w całej naszej "karierze" frisbowej. Nagrały się oczywiści tylko te średnie, bo skończyło się miejsce na karcie. :'( Jednak i tak byłam dumna z suczy, bo zajebiście skakała, biegała daleko i łapała w powietrzu (było kilka takich naprawdę świetnych, ale się nie nagrały). Później odprowadziłyśmy Ambrę w stronę, z której przyszła i ona zaczęła się wspinać na jakąś górkę w stronę zabudowań, więc pewnie była to jej częsta droga przechadzek.
Kawałek ze spaceru, wiem, że nie było to najlepsze ustawienie aparatu na czas kręcenia frisbee, ale bywa. xD Nie znalazłam nic lepszego oprócz tego pagórka.
PS w końcu udało mi się w montażu uzyskać jakość HD 1080p. <3
My mamy las bliżej, ale i tak rzadko tam chodzimy. I raczej też w towarzystwie, bo nie przepadam za samotnymi spacerami w takich miejscach :).
OdpowiedzUsuńJeju... Jak czytałam o labku, to myślałam, że mojego Anioła znalazłaś :( (miałam labka o imieniu Anioł) ale dobrze, że ten labek nikomu nie zginoł :)
OdpowiedzUsuńJeju... Jak czytałam o labku, to myślałam, że mojego Anioła znalazłaś :( (miałam labka o imieniu Anioł) ale dobrze, że ten labek nikomu nie zginoł :)
OdpowiedzUsuń