sobota, 21 września 2013

Raz na wozie, raz pod wozem...

... tak głosi pewne przysłowie. U nas było ostatnio podobnie. Hm.. od czego by tu zacząć. Chyba już wiem. Kilka dni temu potwornie lało. Całe dni było mokro, straciłam wówczas ochotę na spacery. Tinie też nie sprawiały one takiej przyjemności jak w słoneczne dni. W ogóle w tym czasie od siebie bardzo oddaliłyśmy. Nie wiem czemu, chyba przez tą melancholię, która była wtedy wszechobecna. Straciłam w nas wiarę, zastanawiałam się po co właściwie coś z nią więcej robić niż to co się robi ze zwyczajnym burkiem szarego Kowalskiego. Skupiałam się tylko na jej negatywnych cechach, nie zauważając pozytywnych. Jednak jakoś na szczęście z tego wybrnęłyśmy i wszystko wróciło do normy. ;)


Poza tym cieczka i związane z nią problemy, ano i mój pech, który jest po prostu moją wizytówką. Tak, Ti dostała swoją pierwszą cieczkę. Powiem szczerze - nigdy więcej. Odczekamy te kilka miesięcy i zostanie pozbawiona kobiecości. Dostała w między czasie zapalenia sromu (?) i musiała zażywać tabletki. Dzisiaj byłam z nią u kontroli i jest już wszystko ok. Niedawno przyszła paczka z zamówioną przez mojego brata zabawką, która okazała się być okropnym niewypałem. Był to różowo - zielony Weasel Ball (piłka z fretką), który całkowicie nie spełnił oczekiwań. Na początku się go bała, jak się zaczęła bawić to fretka odpadła, więc została przyszyta z powrotem, ale okazało się, że w środku mechanizm odczepił się od piłki i nie może ona już jeździć. Polubiła jednak fretkę, dlatego odcięłam ją i służyła przez jeden dzień jako szarpak, ale skończyła bez pożegnalnie w koszu...  Mama stwierdziła, że jest to starsznie brzydkie i jeszcze coś jej się po tym stanie, bo to takie "nie wiadomo co i chińskie do tego". 20 zł poszło, ale trudno się mówi.


"Jednak kaczka dziwaczka lepsza"


Miałyśmy też spacer z Ozzym, który oczywiście przez całą drogę chciał "udowodnić swoją męskość", przez co był co chwilę odciągany. Ale dasz takiemu białasowi coś gumowego (i należącego do Tiny) i masz go z głowy. Będzie to memłać w zębach przed dobre parę minut jak się zaweźmie. Na koniec postu dam film, który chciała jego właścicielka. Moja mama zrobiła też dziś małe zakupy, podczas gdy ja przechadzałam się z Tiną niedaleko sklepu.

Prezentują się one tak.


2 paczki RC (była promocja... chyba Tina sobie trochę na Acanę poczeka -.-), smakołyki zwierzaki, świńskie ucho (już trzecie do kolekcji) i kurza łapka (także trzecia do kolekcji xd).

Wczoraj byłam z klasą na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej, muszę tam kiedyś jechać z Tiną. Tam są ogromne tereny do spaceru z psem. Rzeki, doliny, jeziorko, lasy i łąki. Pomimo przejścia 10 km, byłam zadowolona. No oprócz takiej jednej zaistniałej sytuacji, ale to nie o mnie jest ten blog... Widziałam tam m.in. Posokowca Bawarskiego i zza płotu szczeniaka, która miał identyczne uszy jak Tina, ale był cały piaskowy. Ogólnie bardzo dużo ludzi ma tam kundle, prawie przy każdym ogrodzeniu było "uwaga pies" itp. Widziałam też najgrubszą ze wszystkich widzianych w moim życiu labradorkę. To coś się ledwo toczyło. o_o  Może w wakacje uproszę mamę to wtedy tam pojedziemy.

No i film z Ozzym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SPAM typu "fajny blog, post zapraszam do mnie" itd. będzie usuwany.